środa, 26 listopada 2014

Petycja w sprawie karmienia piersią! - Przyłączcie się!

Karmiłam Jaśka prawie 21 miesięcy. To długo? Wierzę, że dla wielu z Was w sam raz lub za krótko. Niestety większość osób z mojego otoczenia uważa, że "takiego starego chłopa" karmić cycem już się nie powinno. Nie będę pisać tu o poglądach społeczeństwa na temat kp. Doskonale pisze o tym Hafija. Jej blog to ocean informacji i wsparcia dla matek karmiących. Wspólnie z kilkoma innymi cudownymi kobietami stworzyła Kwartalnik Laktacyjny. Jej wiedza bardzo pomogła mi w bezstresowym karmieniu piersią mojego synka.

Teraz czas na dalsze kroki. Żeby karmienie piersią było postrzegane jako naturalne, żeby mogło być promowane na szeroką skalę, żeby kobiety miały solidne wsparcie płynące z samej góry - publicznych, rządowych instytucji, i żeby znalazły się na to pieniądze trzeba podpisać petycję.

Bardzo Was do tego zachęcam i bardzo gorąco o to proszę
tutaj.



poniedziałek, 17 listopada 2014

Projekt żłobek, cz. 6, ADAPTACJA

Jaś chodzi do żłobka od lutego, a więc dziesiąty miesiąc. Dlaczego dopiero teraz piszę o adaptacji? Bo to proces długotrwały, zwłaszcza jeśli dziecko dużo choruje (a tak jest u nas) i więcej przebywa w domu niż w żłobku.

Nie liczyłam dni nieobecności Jaśka w żłobku (teraz żałuję, byłaby statystyczna ciekawostka), ale myślę, że w gruncie rzeczy cały ten okres możemy podsumować: 1/3 dni pracujących w żłobku, 2/3 w domu.

Początki adaptacji były trudne. W publicznym żłobku nie można przebywać z dzieckiem w pierwszych dniach, żeby się mogło stopniowo oswajać z nową rzeczywistością, ale u boku rodzica. Przebierasz w szatni, oddajesz opiekunce i wychodzisz. Trudne? Baaardzo trudne, dlatego ważne, żeby w pierwszych dniach zostawiać dziecko na krótki czas - 2-4 godzin. Tak też robiliśmy. Jaś zaczął się adaptować jeszcze zanim poszłam do pracy, żeby nie zaczynać od zostawiania dziecka na bite 8 godzin od samego początku.

Dla Jaśka trudnymi były pierwsze 2 miesiące. Adaptował się długo, bo szybko zaczął chorować i zawsze po tygodniowej przerwie w domu trzeba było zaczynać adaptację prawie od początku. Dla lekko ponad rocznego dziecka przerwa w uczęszczaniu do placówki była jak reset. I tak kilka razy...

Byliśmy w stałym kontakcie z opiekunkami, które na bieżąco zdawały nam relacje i same przyznawały, że łatwo Jaśkowi nie jest i dobrze,że staramy się oddawać go na krótko.

Jak zachowywał się nasz synek w pierwszych tygodniach?

1. Na początku trochę płakał. Co prawda płacz ustawał w miarę szybko (z każdym dniem szybciej), ale był przez cały czas pobytu po prostu smutny.

2. Nie chciał bawić się zabawkami. Nie był zainteresowany tym co się dzieje w żłobku, snuł się pomiędzy dziećmi i sprawiał wrażenie, jakby cały czas czekał na rodziców.

3. Źle spał. Bywało, że w żłobku nie udawało mu się usnąć w ogóle, albo spał 20-30 minut

4. Jadł "w kratkę". Czasem ładnie zjadł posiłek, czasem w ogóle. Po moim przyjściu dorywał się do cyca i wisiał w szatni, wisiał, wisiał...

5. Po jakimś czasie popłakiwał kiedy słyszał dzwoneczek do drzwi (po dzieci przychodzili rodzice) i wołał: "mama, tata"

6. W domu bywał rozdrażniony, marudny. Na szczęście dosyć szybko ten objaw ustąpił.

Dzieci mogą przejawiać dodatkowo wiele innych zachowań w trudnej adaptacji: mogą mieć wymioty, biegunkę, być agresywne, a nawet doświadczyć regresu pewnych umiejętności. Na szczęście to mija. Ważne, żeby dziecko w procesie adaptacji wspierać, ale o tym w następnej części Projektu: Żłobek.

Jak jest u nas dziś?

Jaś, kiedy po niego przychodzimy potrafi płakać, bo musiał powiedzieć pani "papa" i ona zniknęła za drzwiami. Raz zdarzyło się, że nie chciał do nas wyjść :) Poza tym, zwykle wychodzi uśmiechnięty, opowiadając po swojemu z wypiekami na twarzy co się działo przez cały dzień. Rano wchodzi sam bez żadnego problemu dołączając szybko do grupy. Bierze udział we wszystkich grach i zabawach, lepiej i dłużej śpi, ładnie je.

Na tablicy wisi nawet jego pierwsza praca plastyczna. Dumnam!







czwartek, 13 listopada 2014

Z Jaśkopółki: "Gałgankowy Skarb"

Zobaczyłam ją w Klubokawiarni FIKA w ramach jednej z akcji promocyjnych Wydawnictwa Babaryba. Dostałam dreszczy i od razu zarezerwowałam. Książeczka jest już nasza i cieszy oczy.


Skąd te dreszcze? Wszystko przez wspomnienia z dzieciństwa. Miałam taką, doskonale pamiętam te wierszowe dźwięki, szloch małej Kasi, której zginęła szmaciana laleczka i wszystkie malutkie ilustracje.


Książeczka ma sztywne kartki, więc nie drżę sentymentalnie kiedy ogląda ją prawie dwuletni Jasiek. Wspólnie "szukamy" małego Murzynka zaglądając z wszystkimi członkami rodziny Kasi w każdy kąt i nazywając prezenty, które w zamian za laleczkę chcą jej podarować bliscy.


Ale mała Kasia wciąż szlocha za szmacianką. Jak się skończy ta wierszowana historyjka? Sprawdźcie sami :) Polecamy!